No i przyleciał 😉 Jakoś tak inaczej niż zwykle. Zawsze odbieraliśmy go z lotniska, tego w najbliższej okolicy. Raz tylko jechaliśmy do stolicy. Mowa o moim tacie oczywiście. Postanowił spędzić z nami święta. W sumie mu się nie dziwie. W tym czasie, z daleka od rodziny, gdzieś na wygnaniu to niezbyt wesoło musi być.
Jak już wspomniałam tegoroczny Jego przyjazd był bardzo dziwny. Jak sam później żartował „Dotarł wreszcie po dwóch dniach do domu”. Rzeczywiście tak było. Samolot opóźniony był 6 godzin, więc siłą rzeczy spóźnili się na ten w Polsce do domu. Odwieźli ich busami do…Krakowa. A do naszego domu z Krakowa jest spory kawałek. Tak więc w środku nocy mieli sobie radzić sami. Czyste kpiny ze strony Lotu jak dla mnie, ale co ja mogę? Na szczęście cały i koło 6 rano zapukał do domu. Zdawało mi się, że to tylko sen, ale gdy się obudziłam przed południem i zobaczyłam Go śpiącego na łóżku, pomału zaczęło do mnie docierać, że jednak jest. Koszmar się skończył. To był naprawdę koszmar…tyle godzin, w taką pogodę nie wiedzieć co się dzieje z bliską osobą. Nawet nikt łaskawie nie postanowił powiadomić rodzin.
Jeszcze tego samego dnia, gdy obudził się po południu, nasz dom zaczął żyć. Wrócił dawno zapomniany humor. Czas szybciej płyną. Rzeczy same się działy. Kocham to, kocham Jego poczucie humoru i zamieszanie, które wprowadza swoją osobą. Jak to Kuba stwierdził, jest bardzo energicznym człowiekiem, z resztą jak i mama, ale sama nie dawała już rady. Razem świetnie się uzupełniają, a w domu wciąż słychać radosny śmiech.
I cieszy mnie to bardzo, bo szczerze mówiąc bałam się świąt w tym roku. Na samą myśl o nich robiło mi się źle i chciało mi się płakać. Odechciewało mi się tych świecidełek, bombek, łańcuchów, pieczenia placków, lepienia pierogów… Dosłownie pierwszy raz w życiu, tego roku nie robiłam uszek z mamą i babcią. Jakoś nie mogłam na to patrzeć.
Ale wczoraj wróciła mi ta naturalna radość świąt. Wszystko za sprawą moich dwóch ukochanych mężczyzn Kuby i taty. Z tatą byłam kupić żywą choinkę i jemiołę i prezent dla mamy na 25. rocznicę ślubu rodziców 😉 I było tak jak dawniej, tak beztrosko, tak wesoło.
A Kubuś Mój Kochany nauczył mnie wczoraj jeździć na łyżwach! Spełnij moje marzenie z dzieciństwa. Jak byłam mała zawsze z dziadziem oglądałam zawody w łyżwiarstwie figurowym. Kochałam na to patrzeć niestety nie miałam warunków by tego spróbować. Kuba mi to umożliwił. Z każdym kolejnym ślizgiem podobało mi się co raz bardziej, tylko z czasem zaczęły mnie nogi boleć. Mimo to, cieszyłam się jak małe dziecko 😉 Czułam się cudownie, gdy jadąc mogłam bezpiecznie wpaść w Jego ramiona. Oczywiście na początku bałam się w ogóle wejść na lód, że pęknie i się skąpię w lodowatym stawie, ale jakoś przełamałam strach i świetnie się bawiliśmy. Pod sam koniec jednak lód pękł… przy samym brzegu. Oczywiście od razu spanikowałam. Strach mój spotęgowała reakcja Kuby. Do samego końca udawał, że to nic, ale jak zaczął szukać innej drogi zejścia ze stawu to byłam bliska łez. Przerażał mnie dodatkowo fakt, że mam łyżwy na nogach i w razie czego nie ucieknę, bo się najzwyczajniej w świecie wywalę, bo jeszcze daleko mi do zawodowca w dziedzinie łyżwiarstwa ;D Wywaliłam się tylko raz! Ale przez Kubę, bo mi w tym dopomógł głupek jeden 😛
Niestety teraz chyba czas na roztopy i sobie na razie nie pojeździmy. Ale zima jeszcze myślę będzie porządna i mróz też, więc jeszcze zdążę się poobijać.
Wracając jeszcze do taty to zauważam w nim dziecko tak samo jak w Kubie. Ubieraliśmy dzisiaj razem choinkę. Nie chciałam mu za bardzo mówić, że źle to robi, żeby mu nie było przykro. Stwierdziłam, że jakkolwiek jej nie ubierzemy i tak będzie piękna bo nasza;) Momentami Jego nieporadność w tej kwestii mnie rozbawiała, ale nie dałam tego po sobie poznać. Po prostu było wesoło 😉
Ciekawa jeszcze jestem, czy w tym roku też będzie robił procę z gumki do majtek i „naboje” z wygiętych pałeczek zimnych ogni. Śmiechu było co nie miara w tamtym roku. Wszyscy domownicy byli w to zaangażowani i ta słodka dziecinność taty wszystkim się udzielała 😉
Tylko żeby nie było, że mój tato jest nieodpowiedzialny, wręcz przeciwnie. Cokolwiek dziecinnego nie robi, robi dla nas, by nas rozśmieszyć i pokazać, że można się cieszyć naprawdę z drobnych rzeczy i za to właśnie Go kocham;)