Rate this post

Moich przemyśleń ciąg dalszy. Wczoraj rano wydawało mi się, że już względnie sobie poukładałam w głowie. Miałam nadzieję, że wszystko wróciło do dawnej normy, tylko nieco zmieniłam niektóre poglądy. Na to ‘wszystko’ naszedł Kuba i pokazał mi kolejny film. Jak dla mnie był o wiele bardziej poruszający. Racjonalnie wytłumaczył to, w co wierzyłam, tylko że w taki sposób by już w to nie wierzyć. Cała podstawa mojej religii, okazała się być, według tego filmu, czymś w rodzaju misternego układu gwiazd, rzeczą nadzwyczaj normalną, którą można posiąść ludzkim rozumem. Wczoraj już ani te moje ukochane słowa „nie wiem” nie przychodziły mi do głowy. Z zapartym tchem słuchałam kolejnych nowinek. Wpatrzona w komputer nie mogłam uwierzyć własnym uszom i oczom. Czułam na sobie wzrok zdziwionego Kuby, który niejednokrotnie przerywał film i pytał czy rozumiem. Nie dziwię mu się wcale, bo z pewnością moje oczy w owym momencie wołały o rozum.

Mam jeszcze większy mętlik w głowie niż miałam. Nie dawało mi to spokoju i dziś, chyba do trzeciej w nocy szperałam po necie. Znalazłam wszystkie nowinki z filmu. Natknęłam się nawet na jakieś forum, na którym ludzie dyskutowali właśnie o nim. Zdania były naprawdę podzielone. Niektórzy przyznawali rację wszystkiemu co było w filmie, większość jednak, jak dla mnie, była przeciwna temu. Uznali ten film za prowokację, próbę oderwania ludzi od wiary. Ta prowokacja to dobre słowo. Od początku dziwiło mnie to, że o owym filmie nigdy nie słyszałam w telewizji czy od znajomych. Jakaś, jak dla mnie nieznana produkcja, krążąca sobie po Internecie i wywołująca burze w ludzkich rozumach. Ponad to czułam jakąś dziwną presję podczas oglądania. Jakby ktoś próbował mnie na siłę nakłonić do myślenia, że Chrystus to jedno z licznych nic nie znaczących bóstw solarnych. Trudno mi jakoś uwierzyć w coś co słyszałam pierwszy raz w życiu. A usłyszałam, że i Chrystus i Horus, Kriszna, Mitra i wiele innych było zrodzonych przez dziewice, zostali ukrzyżowani i zmartwychwstali po trzech dniach. Uderzyło mnie jeszcze to, że Horus podobno przyjął chrzest i był w piekle tak jak Chrystus (Odnośnie tego piekła, na forum, które znalazłam jedna osoba bulwersowała się strasznie, jak to Chrystus był w piekle… Przecież był w myśl słów modlitwy „…zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał…”, czasem ludzie chcą czegoś bronić, czegoś o czym mają nikłe pojęcie. Z tej sytuacji to mi się w sumie śmiać chciało. Taki miły, ale dający do myślenia przerywnik).

Jak dla mnie brakuje wystarczających, jednomyślnych dowodów na to, by powiedzieć, że Bóg nie istnieje, z drugiej zaś strony nie ma racjonalnych dowodów, by w Niego wierzyć. Obecnie można by rzecz, jestem na etapie poszukiwań brakującego elementu ewolucji, „ewolucji wiary”.

Napisałam aż w nocy do kolegi, właściwie przyjaciela. Zawsze mi pomagał, zawsze mogłam na Niego liczyć, nigdy mnie nie zawiódł, jako jedyny. Wiedziałam nie od dziś, że u Niego z tą wiarą to też jest tak o. Czasem poszedł do kościoła, czasem nie. Ale ostatnio co raz częściej się mnie pytał kiedy jest jakaś msza w danym kościele. Nie raz też widziałam Go u nas. Tak więc prosto z mostu napisałam do Niego „Michał, wierzysz w Boga?”. Chłopaka lekko chyba zamurowało bo zapytał co mi się stało. Kiedy mu wytłumaczyłam co i jak, powiedział że wierzy. Zapytałam Go więc na jakiej podstawie twierdzi, że Bóg istnieje? Podał dwa argumenty, po pierwsze liczne cuda, po drugie siła modlitwy, której dostąpił. Zdziwiło mnie to. Nie spodziewałam się po Nim takiej odpowiedzi. Sądziłam, że powie „Wierzę, bo mi rodzice kazali, a teraz to z przyzwyczajenia.” On jednak był w stanie podać mi dwa zaskakujące argumenty. Zaskakujące dlatego, że On naprawdę według mnie był z wiarą na bakier. Kiedy chciałam mu wytłumaczyć skąd się biorą te moje wątpliwości i podawać argumenty, które podawał mi Kuba powiedział „Nie wiem co mam Ci powiedzieć, więc nic nie powiem. Zrobisz jak będziesz uważała. Ja wierzę.”

No właśnie…to ja muszę znaleźć odpowiedz na dręczące mnie pytania i dojść do porozumienia z samą sobą, ale to wcale nie jest takie łatwe…

Dodatkowo w domu mi nie ułatwiają. Nie dość, że mama mi truje to dzisiaj jeszcze babcia. Scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, jak to wszystko słyszę. Stwierdziła dzisiaj, że to że Kuba nie poszedł ze mną na pasterkę było przegięciem. Według Niej to sygnał do tego by rozpocząć poważne rozmowy. Gdyby Ona wiedziała, jak poważne te rozmowy już są. Najbardziej jednak wkurzyło mnie to, że kazała mi postawić Kubę przed wyborem „Albo ja i kościół albo nic”… Nie spodziewałam się tego, bo zawsze otwarcie powtarza, że Kuba to dobry chłopak i naprawdę Go lubi. Więc skąd to ultimatum? W ogóle jakim prawem rządzi się moim życiem? Skąd Ona w ogóle się dowiedziała, że Kuba ze mną nie poszedł? Nie przypominam sobie, żebym jej mówiła. O takich sprawach rozmawiam tylko z mamą, bo bądź co bądź ostatnio jednak czuję, że zaczyna mnie rozumieć. Cokolwiek mówi, mówi tylko i wyłącznie w trosce o mnie. Boi się, że będę kiedyś cierpieć, ale liczę na to, że kiedy zobaczy nasze szczęście, to obawy jej miną.