Dzisiejszy dzień jest strasznie pokręcony. Cały czas robię jakieś dziwne sugestie, bądź też niefortunnie obrażam ludzi. Na ten przykład, tak na dobry początek, przyglądając się dzisiaj koleżance zauważyłam, że chyba ma nieco grubsze uda i tyłek niż jeszcze jakieś dwa tygodnie temu. A że myślałam o niebieskich migdałkach i o tym, czy Kuba ma kolokwium, wyjechałam z niezbyt delikatnym pytaniem : „Anka, czy Tobie się aby przypadkiem ostatnio nie przytyło trochę?” Mina dziewczyny momentalnie oderwała mnie od przemyśleń. Przez moment nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Na szczęście wtrąciła się inna koleżanka i jakoś się to rozeszło po kościach. Oczywiście przeprosiłam, bo sama dobrze wiem, że nie chciałabym czegoś takiego usłyszeć. Obróciłyśmy to wszystko w żart i jakoś to było. To jednak nie koniec moich wpadek. Rozmawiając z kolegą na gg podobno (bo nie miałam oczywiście takiego zamiaru) dałam mu do zrozumienia, że ma mi dać spokój. Poczuł się nieco odtrącony, bo rzeczywiście troszkę przesadziłam. Uświadomiłam to sobie dopiero po tym, jak przeczytałam wszystko to co do Niego pisałam. A robiłam to zupełnie bezwiednie, bo pieniądze uderzyły mi do głowy i zajęta byłam ich „zarabianiem” ;] Na szczęście znamy się już parę lat, więc po krótkim monologu, dlaczego tak a nie inaczej się stało, chłopak przeszedł do innego tematu 😉 Na sam koniec padło na mojego Kubę. Rozmawialiśmy na gg, aż poszedł na kolację. Czekając na Niego (a była to ponad godzina, zdążyłam w tym czasie o dziwo zrobić zadanie, posprzątać, etc.) weszłam z nudów na demotywatory. Wyszukałam jakiegoś takiego „idealnego” i dawaj wysyłam go Mojemu, z dopiskiem „W końcu ktoś poruszył ten temat”. Pech chciał, że trafiłam oczywiście w czuły punkt no i mi się Luby nieco obraził. Poruszyłam, z tego co zdążyłam zauważyć, jeden z najdrażliwszych tematów. Co bardziej rozsądny facet, to nie patrzy tylko na siebie, ale chce również zadowolić swoją partnerkę. A że demotywator dotyczył właśnie niezadowalania, Kubuś pomyślał, że jest jednym z tych nieszczęśników, którym się to niestety nie udaje. Biorąc pod uwagę wczorajszy wieczór (który według mnie był bardzo udany, ale…) wyszło nie tak jak chciałam. Mam jednak nadzieję, że wierzy moim słowom i udało mi się Go jednak przekonać, że było cudownie 😉 Nie rozumiem tych kobiet, które seks stawiają na pierwszym miejscu. Owszem, jest on ważny, ale przynajmniej jak dla mnie nie najważniejszy. Kuba chyba by w to nie uwierzył, bo On i tak ma mnie już za nimfomankę, ale to tylko odzywa się moja kobieca natura. Uważam, że w tych sprawach najważniejsza jest cierpliwość, wyrozumiałość i…szczerość. Bez otwartego mówienia o swoich potrzebach, oczekiwaniach, nie ma szans na udany seks.
Co do tego seksu…trochę (bardzo) się ostatnio sprawa skomplikowała. Moja mama już wie, choć naprawdę tego nie chciałam. Pluję sobie do dziś w brodę, ale nic nie mówię i staram się o tym zapomnieć, bo wiem, że to już nic nie zmieni. Szczerze mówiąc bałam się, jak to będzie…ale jakoś jest. Dzisiaj w ogóle nie podjęła tego tematu. Jest tak jak dawniej. Żadnych kąśliwych uwag, żadnych podejrzliwych spojrzeń. Nic się nie zmieniło, poza tym że już wie. Powiedziała jednak otwarcie, że rozumie i zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później to nastąpi. Miała jednak nadzieję, jak sama stwierdziła, że nastąpi to nieco później. Jedyne o co się boi, to o ciążę, moje zszargane nerwy, przy każdym spóźniającym się okresie i o to, że Kuba mnie zostawi. Nie wiem dlaczego wyznaje zasadę „Im dłużej mu nie dasz, tym dłużej będzie Twój”. Trochę się przestraszyłam, gdy Kuba wczoraj przytaknął moim wymysłom… Powiedziałam mu otwarcie, że boję się o to, że mu się to wszystko znudzi, że ma już wszystko i nie ma na co czekać. Później niby się tłumaczył, że chciał się tylko podroczyć, ale jednak w głowie zostało. Na darmo by tego nie mówił.
Ja jednak wciąż naiwnie wierzę, że to wszystko było mi pisane i że będzie dobrze.
Odnośnie tej wiary…czytałam ostatnio jakiś artykuł, że siła sugestii jest ogromna. Wyobrażając sobie własne porażki, sami do nich doprowadzamy, podświadomie. Niby zawsze to wiedziałam, ale teraz jeszcze bardziej staram się myśleć pozytywnie. Przeżyliśmy ostatnio straszną burzę. Byłam wręcz prawie pewna, że te wszystkie piękne chwile już nie wrócą. Stwierdziłam, że to początek końca. Momentami nie chciało mi się już nawet o to wszystko starać. Myśl o kolejnym spotkaniu, w tej samej strasznej atmosferze była przerażająca.
Nie chcę zapeszać, ale znów jestem szczęśliwa. Znów chce mi się walczyć z fałszywą przyjaźnią, walczyć o swoje. Jakiś niewytłumaczalny strach pozostał jeszcze w mojej głowie, w moim sercu. Nic dziwnego, naprawdę dużo się ostatnio działo. Nie było jedn1146863_paulaego pozytywnego dnia.
Po co ja w ogóle o tym piszę? Po co wspominam coś złego? Wczoraj „daliśmy sobie” na zgodę. Może to dziwnie brzmi, ale za to jak smakuje 😉 Po tym wszystkim wiem, że jesteśmy w stanie dużo wytrzymać. Musi jeszcze tylko wrócić ten dawny spokój i ta słodka „rutyna” (cudzysłów stąd, że nie czuję żebyśmy popadli póki co w rutynę, to jest po prostu nasza codzienność).
Co do mamy…jakoś to będzie. Znam ją bardzo dobrze i wiem, że nie będzie robiła żadnych problemów. Musi tylko oswoić się z myślą, że nie jestem już małą córeczką i mam własne życie, którym jak sądzę, na razie dobrze kieruję, bądź też ktoś mi w tym pomaga…
Póki co, cieszę się jak małe dziecko tym co mam. Każda kłótnia, bądź też mała sprzeczka, każde niepowodzenie uczy mnie na nowo tego, że trzeba kochać każdy dzień i przeżywać go w pełni 😉